Różne

Push-backi były na porządku dziennym


Pyk-pyk-pyk, odgina się druciki, robi dziurę na metr-półtora. Nasi krzyczą: Przechodzić!. Wtedy oni płaczą, klękają, no, mister, no Belarus, no Belarus!, Wstań kurwa, nie udawaj!. I pałą w słupek, żeby był metaliczny dźwięk i żeby się bali.

Jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej udzielił wywiadu portalowi OKO.press. Ujawnia w nim szczegóły służby na granicy polsko-białoruskiej.

Mężczyzna wspomina, że przed wyjazdem na granicę przeprowadzone zostało szkolenie, w którego czasie ćwiczono skuwanie i obronę przed atakiem. Pogranicznik twierdzi, że większość jego kolegów ruszała w teren po latach za biurkiem. W 20-osobowej grupie tylko dwie osoby były przeszkolone z używania pałek teleskopowych.

Przyznaje także, że brał udział w „push-backach”. Kiedy się zgarnia ludzi z lasu, to najpierw jedzie się na placówkę ogarnąć papiery. Tam są dla nich jakieś zupki chińskie, jabłka, serki, woda, mogą coś zjeść, ogrzać się. A po ogarnięciu papierów, jak się ściemni – na ciężarówkę i do „okna życia”. Tak się mówi. Czyli do dziury w płocie. Mówi się na to też „paczkomat” – mówi funkcjonariusz.

Jego zdaniem, wielu funkcjonariuszy starszej daty nie zgadza się na agresję. Raz ktoś powiedział: „Jak macie śrubokręty albo noże, to rozpierdalajcie im wtyki do USB”. Młodsi gorliwie przytakiwali: „Tak, trzeba to im rozwalać, bo ślą pinezki do aktywistów albo przemytników”. Ale część popatrzyła po sobie, zwłaszcza ci starsi stażem, i powiedziała, że nic nie będą rozwalać. Młodsi wierzą w to, co wmawia im propaganda w państwowej telewizji.

Więcej na ten temat na stronie https://oko.press/pogranicznik-spowiedz-granica/

comments icon0 komentarzy
0 komentarze
64 wyświetlenia

Napisz komentarz…

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *